Ernst Chladni: czy można zobaczyć dźwięk? (1787)

Że przedsięwzięcie to, mianowicie doświadczanie natury, wywoływanie jej fenomenów, „kuszenie” jej przez ujawnianie jej działalności przy pomocy eksperymentów – że wszystko to jest już całkiem bliskie czarnoksięstwa, ba, należy już nawet do jego zakresu i samo jest dziełem „kusiciela”, było przeświadczeniem minionych epok; przeświadczeniem godnym szacunku, jeśli mam tu wyrazić swe zdanie. Chciałbym wiedzieć, jakimi oczami spoglądano by wówczas na owego człowieka z Wittenbergi, który (…) przed stu kilkudziesięciu laty dokonał był eksperymentu z widzialną muzyką, co i nam niekiedy pokazywano. Do nielicznych przyrządów fizycznych, jakimi rozporządzał ojciec Adriana, należała okrągła i w środku jedynie na kolcu swobodnie oparta szklana płyta, na której się ów cud dokonywał. Płyta owa była mianowicie posypana drobniutkim piaskiem i ojciec przy pomocy starego smyczka od wiolonczeli, którym po jej brzegu z góry na dół przeciągał, wprawiał ją w drgania, poruszany zaś piasek przesuwał się i układał w zdumiewająco precyzyjne a różnorakie arabeski i figury. Ta wizualna akustyka, w której oczywistość i tajemnica, prawo i osobliwość, nader uroczo wspólnie występowały, bardzo się nam, chłopcom, podobała… [Th. Mann, Doktor Faustus, przeł. M. Kurecka i W. Wirpsza]

Adrian Leverkühn, kompozytor, będący dwudziestowiecznym wcieleniem doktora Fausta, zaprawiał się w ten sposób w początkach muzycznego czarnoksięstwa. Nie były to sztuczki błahe, gdy pamiętać, że śmierć jest mistrzem z Niemiec – u ich końca znajdowały się zniszczona i spustoszona Europa oraz klęska zarówno tych, co popierali, jak i tych, co nie potrafili się przeciwstawić szaleńczym wizjom tysiącletniej Rzeszy. A człowiekiem z Wittenbergi (tam niegdyś przybił Marcin Luter do kościelnych drzwi swoje tezy o zepsuciu kościoła) był Ernst Florens Friedrich Chladni, prawnik i przyrodnik, któremu ojciec surowo zabronił zajmować się muzyką przed dziewiętnastym rokiem życia. Profesor prawa nie życzył sobie najwyraźniej, by syn zarabiał na życie publicznymi występami. Ojciec zmarł, a syn zarabiał na życie nie jako muzyk wprawdzie – na to było za późno, ale jako objazdowy przyrodnik demonstrujący rozmaite zjawiska akustyczne oraz instrumenty muzyczne własnej konstrukcji.

Pokaz Chladniego w salonie księcia Thurn und Taxis, Ratyzbona, 1800 r.

Public Domain Review

Owe Klangfiguren albo figury Chladniego przyniosły uczonemu sławę. Doszedł on do wielkiej biegłości w ich demonstrowaniu, przytrzymując palcami drgającą płytkę w odpowiednio dobranych miejscach. Pokaz ten fascynował publiczność w całej Europie znacznie bardziej niż wynalezione przez niego eufon i klawicylinder. W zasadzie Chladni nie był odkrywcą tego zjawiska, wspominał o czymś podobnym Leonardo da Vinci, a także Galileusz, który przytacza nie do końca wiarygodny opis doświadczenia, mającego wykazać związek długości fali drgania z wysokością dźwięku. Galileo, syn muzyka Vincenza, widział zapewne takie drgania, trudno to dziś przesądzić. Z fizycznego punktu widzenia chodzi o fale stojące, czyli drgania, których zależność przestrzenna jest ustalona: w pewnych miejscach amplituda jest większa, w innych spada do zera – te ostatnie tworzą w dwuwymiarowym przypadku linie węzłów (albo bardziej uczenie: linie nodalne). Przytrzymując płytkę w odpowiednich miejscach, można taką linię węzłów niejako „przytrzymać”.

Jednym ze szczytowych punktów kariery Chladniego były lata pobytu w Paryżu. Został tam w lutym 1809 roku przyjęty przez cesarza Francuzów Napoleona Wielkiego, który od czasu swoich studiów szkole artylerii żywił szczególne uznanie dla wiedzy fizycznej i matematycznej. Chladni otrzymał od cesarza subwencję na przetłumaczenie swego traktatu o akustyce na francuski. Cesarz raczył też ogłosić konkurs na matematyczną teorię owego zjawiska. Nagrodę 3000 franków przyznano ostatecznie, po pewnych perypetiach, w roku 1816 Sophie Germain, która z racji płci skazana była na pozostawanie na obrzeżach świata naukowego. Jej rozwiązanie nie było całkiem poprawne. Problem drgań poprzecznych dwuwymiarowej sprężystej płytki okazał się trudniejszy, niż początkowo sądzono. Dopiero w 1850 r. Gustav Kirchhoff rozwiązał to zagadnienie dla przypadku kolistej płytki. Rozwiązania przybliżone dla płytki prostokątnej podał Walter Ritz na początku wieku XX. Wbrew pozorom nie są to subtelności, które mogą zaciekawić jedynie matematyków. Jeden ze słynnych wypadków zawalenia się wiszącego mostu w Tacoma (USA) w r. 1940 związany był właśnie z drganiami przypominającymi figury Chladniego, a wywołanymi przez wiatr.

Dodaj komentarz