W roku 1933 i latach następnych Adolf Hitler był w Niemczech niewątpliwie „człowiekiem roku”. Choć nigdy nie zdobył samodzielnej większości parlamentarnej, rządził, nie oglądając się na takie regulaminowe szczegóły. Zresztą opozycja najpierw była podzielona, później poparła go prawicowa DNVP, a jeszcze później rozwiązał wszystkie partie. Trudno dziś zrozumieć, co tak uwodzicielskiego miały wygłaszane przez niego paranoiczne brednie. Prawdopodobnie miliony ludzi pragnęły odreagować swoje własne upokorzenia i swoje własne niepowodzenia – Hitler był do nich podobny, lecz umiał to przekuć w sukces i władzę. Niemcy mieli kompleks osaczenia: wokół był zły świat, który dybał na ich dobrostan, nie pozwalał poszerzyć granic i miał pretensje o jakieś zbrodnie wojenne w Belgii. Zresztą wróg czyhał także wewnątrz: Żydzi knuli, spiskowali i manipulowali biednymi prostolinijnymi Niemcami.
„Berliner Illustrirte Zeitung”, która kiedyś zamieściła portret Einsteina, teraz miała nowych bohaterów.
Trudno wyobrazić sobie kogoś mniej podatnego na stadne emocje niż Einstein. Nie dlatego gardził Hitlerem, że był słynnym uczonym, którego nic w Niemczech nie trzymało. Gdyby nie odniósł sukcesu naukowego i pozostał nikomu nieznanym urzędnikiem biura patentowego, myślałby tak samo.
Każdy, komu sprawia przyjemność maszerowanie w szeregu przy dźwiękach muzyki, już przez to samo wywołuje we mnie uczucie pogardy; jedynie przez przypadek obdarzono go wielką mózgownicą, gdyż mlecz pacierzowy wystarczyłby najzupełniej na jego potrzeby. Ową hańbiącą plamę na honorze cywilizacji należałoby usunąć jak najprędzej. O jakże nienawidzę tego bohaterstwa na komendę, bezmyślnej przemocy i bogoojczyźniactwa [Vaterlenderei, słówko Nietzschego – J.K.]
A to jego niepublikowany tekst o Hitlerze. Nie został opublikowany prawdopodobnie dlatego, że mógłby zaszkodzić krewnym w Niemczech albo jego siostrze mieszkającej w faszystowskich Włoszech.
Ku wiecznemu wstydowi Niemiec rozgrywa się w sercu Europy groteskowy i tragiczny spektakl; nie przynosi on chwały wspólnocie narodów, które zwą się cywilizowanymi!
Przez wieki naród niemiecki poddawany był indoktrynacji przez niekończący się szereg nauczycieli i sierżantów od musztry. Niemców zmuszano do ciężkiej pracy i uczenia się wielu rzeczy, wpajając im jednocześnie ślepe posłuszeństwo, wojskową dyscyplinę i brutalność. Powojenna demokratyczna konstytucja Republiki Weimarskiej pasowała do obywateli Niemiec mniej więcej tak samo, jak szaty wielkoluda na Tomcia Palucha. Potem nadeszły inflacja i kryzys, i wszyscy żyli w strachu i napięciu.
Zjawił się Hitler, człowiek o miernych zdolnościach umysłowych, nienadający się do żadnej użytecznej pracy, zionący zawiścią i żółcią na wszystkich, których natura i okoliczności obdarzyły hojniej niż jego. Wywodząc się z dołów klasy średniej, miał na tyle dużo klasowej pychy, by nienawidzić nawet klasy pracującej walczącej o większą równość w poziomie życia. Najbardziej ze wszystkiego znienawidził jednak kulturę i wykształcenie, na zawsze mu niedostępne. W swym desperackim pragnieniu władzy odkrył, iż jego przemówienia, tak mętne i przesiąknięte nienawiścią, przyjmowane są z dzikim aplauzem przez tych, których sytuacja i orientacja podobne były do jego własnej. Pozbierał te ludzkie szumowiny na ulicach i w piwiarniach i zorganizował wokół siebie. W taki sposób rozpoczął karierę polityczną.
Tym jednak, co przesądziło o jego przywództwie, była nieprzejednana nienawiść do wszystkiego, co zagraniczne, a zwłaszcza jego odraza do bezbronnej mniejszości, niemieckich Żydów. Ich wrażliwość intelektualna wywoływała u niego niepokój, uznawał ją – do pewnego stopnia słusznie – za niegermańską.
Bezustanne tyrady przeciwko tym dwóm «wrogom» pozwoliły mu zdobyć poparcie mas, którym obiecywał wspaniałe triumfy i złoty wiek. Sprytnie wykorzystał do swoich celów odwieczne niemieckie zamiłowanie do dyscypliny, rozkazów, ślepego posłuszeństwa i okrucieństwa. W taki sposób został Führerem.
Pieniądze płynęły obficie do jego skarbca, w niemałej części od klas posiadających, bo te widziały w nim narzędzie, mogące zapobiec społecznemu i ekonomicznemu wyzwoleniu narodu, które zaczęło się w Republice Weimarskiej. Grał przed ludźmi, wykorzystując romantyczną i pseudopatriotyczną frazeologię, do której zostali przyzwyczajeni w okresie poprzedzającym wojnę światową, a także oszustwo o rzekomej wyższości rasy aryjskiej czy nordyckiej, które jest mitem wymyślonym przez antysemitów do realizacji ich złowieszczych celów. Jego rozszczepiona osobowość sprawia, iż nie można stwierdzić, w jakim stopniu on sam wierzy w ów nonsens, który wciąż propaguje. Jednakże ci, którzy się wokół niego zgromadzili albo którzy wypłynęli na powierzchnię na fali nazizmu, to w przeważającej części zatwardziali cynicy, dokładnie świadomi fałszu stosowanych przez siebie metod.
Tymczasem koledzy Einsteina, tacy jak Max Planck, starali się dbać o naukę niemiecką (nieco skurczoną po wyjeździe Żydów), wszystko inne traktując jako nienależące do ich obowiązków. Tutaj widzimy Maksa Plancka na rocznicowym zebraniu Kaiser-Wilhelm Gesellschaft w 1936 roku.
Można powiedzieć, że bez Einsteina wszystko szło nawet lepiej: Instytut Fizyczny tego towarzystwa po Einsteinie miał nowego dyrektora Petera Debye’a, który nareszcie zdobył fundusze na wzniesienie budynku dla tej placówki – częściowo pochodziły z Ministerstwa Lotnictwa, częściowo zaś z Fundacji Rockefellera. Holender z pochodzenia, wybitny fizyk, Debye, jak się zdaje, nie był nazistą, starał się być apolityczny; nawet gdy wyjechał później do Stanów Zjednoczonych, urządził to tak, że był tylko urlopowany z Instytutu i pozostawiona w Berlinie córka pobierała jego wynagrodzenie.
Po wojnie Otto Hahn zaproponował Einsteinowi członkostwo w nowym Max-Planck-Gesellschaft, założonym po likwidacji Kaiser-Wilhelm-Gesellschaft.
„Postawa niemieckich intelektualistów – rozpatrywanych jako klasa – nie była lepsza niż motłochu” – odpisał mu Einstein, uzasadniając odmowę. Nie zezwalał też na wznowienia swoich książek w Niemczech.
Dawno, dawno temu natknąłem się na informację, że Einstein nie był apolitycznym naukowcem lecz komunistą. Jest w tym odrobina prawdy?
Nie ma to żadnego znaczenia ale to ciekawe. Zwłaszcza w kontekście jego losów.
PolubieniePolubienie
J. Edgar Hoover, szef FBI, szukał informacji o komunizmie Einsteina, ale mimo usilnej pracy, podsłuchom, zeznaniom, przeszukiwaniu śmietników itd., nie udało mu się nic znaleźć. AE miał ogólnolewicowe sympatie, w tym sensie, że uważał, iż bogactwo i bieda nie są sprawiedliwie rozdzielone na świecie. Brzydził się przemocą, kochał wolność, taki człowiek nie mógł być komunistą ani rewolucjonistą. Z żyjących podziwiał Mahatmę Gandhiego, miał nawet jego portret w gabinecie. Przypuszczam, że dla wielu współczesnych (i pewnie dla wielu zwolenników prawicy do dziś) Żyd musiał być albo pobożny, albo komunista.
PolubieniePolubienie
Zgadzam się.Albert Einstein był bystry w przedmiocie fizyki i naiwny w polityce,miał ogólnolewicowe nastawienie i był mu drogi liberalizm i wyzwolenie społeczne tak zwane.Nie lubił religii,był wegetarianinem,bliskie znajomości z komunistami.Stalin się nim interesował bo głośne teorie w fizyce i geniusz więc zainstalował mu chyba jakąś kochankę szpiega,nie pamiętam szczegółów.Einstein był typowym produktem lewej strony sceny w jego epoce-wierzył w to,że przyszłość należy do łagodnego równościowego i obyczajowo liberalnego socjalizmu.To jednak za mało żeby mu przypisać komunizm typu sowieckiego,wiarę w zbrojną rewolucję i ostrą walkę klas z przemocą.W 1947 odrzucił propozycję zostania prezydentem Izraela.Był z pochodzenia Żydem,ale miał dość wyjebane na podziały narodowościowe i zbliżył się do bronienia Izraelickiej społeczności gdy się pojawił Hitler,wcześniej nie interesował się Żydami.Kilka wypowiedzi proizraelskich się znajdzie u niego,ale w duchu bronienia przed rzezią a nie żeby koniecznie był twardym syjonistą.Był to typ sympatycznego pokojowo nastawionego lewicowego moralisty w poglądach politycznych.Raczej wrażenie pozytywne,ale nie podoba się mi jego ateizm i naiwność pewna taka.
PolubieniePolubienie
Albert Einstein był najwybitniejszym fizykiem – teoretykiem XX wieku
PolubieniePolubienie